Uważam, że postępujesz słusznie. Jeśli nie chcesz mieć więcej dzieci to po co. Lepiej mieć jedno dziecko i kochać je nad życie, dać mu wszystko czego tylko pragniesz. Wcale nie uważam, że życie jedynaczki jest złe. Sama jestem jedynaczka i tez nigdy nie narzekałam. Ilość dzieci to kwestia wyborów, ale lepiej byc Możemy się z Marleną zgadzać lub nie, jednak fakt pozostaje faktem - takich kobiet jak ona jest znacznie więcej. Według najnowszego raportu Centrum Badania Opinii Społecznej tylko 17% No i tutaj zaczął się problem.Ja nie chcę mieć więcej dzieci ,a mąż powiedział ,że jak skończę 40 lat to da mi spokój. Do 40-stki zostało mi 8 lat. Do tego czasu mogę miec jeszcze Także Klaudia jest zdania, że nie każdy musi mieć dzieci. „Na przykład ja po prostu ich nie lubię, irytują mnie. Owszem, jestem egoistką i nie mam zamiaru być odpowiedzialna za kogoś innego. Lubię wygodne życie, a dziecko to czynnik ograniczający i chyba nikt temu nie zaprzeczy. Są wreszcie takie, które dzieci nie mają. Niektóre nie mogą, inne dokonały wyboru. Tych drugich jest mniej. I jeśli myślicie, że 18-letnia matka piętnowana jest przez otoczenie, spróbujcie powiedzieć kiedyś głośno nigdy nie chcę mieć dzieci, cieszę się, że nie mam dzieci. Wtedy zobaczycie, czym jest złe spojrzenie. Macie dużo więcej do zrobienia | MamaDu.pl. Nie chcę waszego 800+. Dzieci z przemocowych domów też mają je gdzieś. W drugim dniu konwencji programowej PiS w Warszawie, 14 maja 2023, usłyszeliśmy konkretne zapowiedzi programowe. Jedna z nich poruszyła wrażliwe pole. Rząd ma dawać jeszcze więcej za narodziny dziecka. xQ9FRm. Tytuł tego wpisu jest przewrotny, bo w zasadzie to chcę mieć dzieci. Nie zaraz, nie wiem czy za rok czy za więcej niż rok, ale sama idea kształtowania małego człowieka i przyglądania się jego dorastaniu wydaje mi się czymś raczej interesującym. Poza tym dzieci są słodkie, kiedy śmieją się do obcych w autobusie i można im kupować te wszystkie rzeczy z Disney Store, które samemu chciałoby się mieć ale jakoś głupio wydać tyle szmelcu na lalkę Hana Solo. Tak więc ogólnie jestem jednak nie do końca mam ochotę je mieć. Nie jest to kwestia pieniędzy czy kariery. Zdążyłam być w Paryżu, a do Tokio boję się lecieć, więc też nie to. Bardziej niż utraty niezależności obawiam się psychozy towarzyszącej obecnie posiadaniu się to jedna z podstawowych funkcji życiowych. Ale chyba nawet seks nie powoduje takiej ekscytacji, co temat posiadania dzieci. Nie widziałam jeszcze, żeby celebryta po utracie dziewictwa decydował się nagle na wypuszczenie ekskluzywnej linii prezerwatyw albo założenie portalu o tematyce erotycznej. Albo żeby ktoś dodawał na blogu zakładkę o seksingu. Żeby trwała ogólnopolska dyskusja czy uprawianie seksu na stole w restauracji jest bezczelne czy mnie wizja, że decydując się na dziecko nie jesteś już tą samą osobą co dotychczas, pełniącą dodatkowo ważną funkcję rodzica dla małego kochanego człowieka. Nie możesz oczywiście być tą samą osobą, bo NIE MASZ POJĘCIA JAK CI SIĘ WSZYSTKO ZMIENI JAKIE TO UCZUCIE JAKA MIŁOŚĆ TOTALNA ZMIANA WARTOŚCI TRZEBA ZOSTAĆ MATKĄ ŻEBY COKOLWIEK ZROZUMIEĆ. Z czym jak z czym, ale z wartościami rozstawać się nie chcę. I już mniejsza z tym, żeby mieć czas dla siebie, ale NA NIC, NA NIC NIE MASZ CZASU, PRZEKONASZ SIĘ, JESZCZE ZOBACZYSZ. No jak na nic, to musi być naprawdę bardzo i stare dobre czasy minęły. Mentalność klucza na szyi i wołania do mamy, żeby rzuciła z balkonu dwa złote odeszły do lamusa. Wiele z najlepszych momentów dzieciństwa wydarzyło się, kiedy byłam bez rodziców. Kiedy w wakacje przechodziłam przez płot zamkniętego przedszkola, napychałam kieszenie mirabelkami, a potem babcia dziwiła się skąd w kieszeniach dżem. Kiedy rodzice szli na basen, a ja sama oglądałam na video Godzillę. Kiedy spadłam z drabinek i przecięłam sobie wargę, a całe podwórko eskortowało mnie do domu. Kiedy wywaliłam się na rowerze i rozbiłam kolano, tydzień przed komunią. Nie chciałabym robić dziecku krzywdy i odbierać mu tych wspaniałych momentów, oferując zamiast nich stały dozór na wyrafinowanym, ale jednak lamerskim placu zabaw. Ale jednocześnie nie chciałabym go zaniedbywać, wystawiać na żer pedofilii, karteli narkotykowych i innych gdyby tak można było po prostu mieć dzieci, bez całej tej filozofii i parentingu. Taka retro ciąża jako naturalna kolej rzeczy, bez poradników o wychowaniu i telewizji śniadaniowej. Bez totalnej zmiany wartości, a jedynie z dodaniem nowych…Można tak? Zobacz, które gwiazdy nie chcą mieć więcej dzieci i dowiedz się dlaczego! Czy dziecko przeszkadza im w karierze, czy może mają złe wspomnienia z porodówki, a może to zwyczajne wygodnictwo? 13 Zobacz galerię Ela Cinal 1/13 fot. East News Ela Cinal Zobacz, które gwiazdy nie chcą mieć więcej dzieci i dowiedz się dlaczego! Czy dziecko przeszkadza im w karierze, czy może mają złe wspomnienia z porodówki, a może to zwyczajne wygodnictwo? Jessica Alba wydała na świat dwie urocze córeczki Honor (4 lata) oraz roczną Heven. Aktorka mówi, że dzieci są jej największym skarbem, lecz jest bardzo zmęczona obowiązkami i chaosem, który zapanował w jej życiu. / fot. East News Polecamy: . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda 2/13 fot. East News Media Katie Holmes miała dużo starsze rodzeństwo, więc jako dziecko miała mamę tylko dla siebie, bardzo jej odpowiadało życie jedynaka, więc dla 6-letniej Suri chce dokładnie tego samego. Aktorka poświęci się całkowicie dla córeczki, która będzie miała mamę na wyłączność. /fot. East News 3/13 fot. East News Media Iwona Guzowska wychowuje 20-letniego syna Wojtka samotnie. Doświadczenie związane z porodem w wieku 18 lat i trudności jakie towarzyszyły jej w tym ciężkim czasie zniechęciły posłankę i polską kick-boxer do myślenia o kolejnym dziecku. / fot. East News . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda 4/13 fot. East News Media Jennifer Garner urodziła już trójkę dzieci: 7-letnią Violet Anne, 3-letnią Seraphine Rose i niespełna rocznego Samuela. Jej mąż Ben Affleck namawia aktorkę na kolejnego potomka - ponieważ świetnie spisuje się w roli ojca - ale Jennifer stanowczo mówi, że jest szczęśliwa z trójką pociech i na tym zakończy. / fot. East News 5/13 fot. East News Media Mariah Carey długo powtarzała, że nie jest stworzona do macierzyństwa. Bała się wzrostu wagi, zwłaszcza, że ma problemy z jej kontrolowaniem. Podczas ciąży z bliźniakami: Monroe i Moroccanem sporo przytyła i okres dziewięciu miesięcy był dla niej katorgą, dlatego nie planuje następnego dziecka. /fot. East News . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda 6/13 fot. East News Media Marta Wiśniewska ma dwoje dzieci Xaviera i Fabienne. Realizuje się w roli matki, natomiast mimo że już od dwóch lat jest w stałym związku z Wojciechem Bąkiewiczem nie myśli o dziecku, ponieważ cukrzyca mogłaby zagrozić zdrowiu dziecka i jej samej. / fot. East News 7/13 fot. East News Media Gwyneth Paltrow ma dwójkę dzieci: ośmioletnią córkę Apple i sześcioletniego synka Mosesa. Aktorka cierpiała na depresję poporodową i źle wspomina nieprzespane noce i stosy pieluch. Bardzo kocha swoje dzieci, ale na następne się już nie zdecyduje, przynajmniej w najbliższym czasie. / fot. East News . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda 8/13 fot. East News Media Maja Hirsch ma córkę Marysię, w jednym z wywiadów powiedziała, że macierzyństwo ją postarza i czuje się staro, gdy patrzy jak córka dorasta. /fot. East News 9/13 Fot. East News Media Marcin Prokop jest ojcem 6-letniej Zosi. Partnerka usiłuje go namówić na kolejną pociechę, ponieważ zegar biologiczny tyka, a Marysia Prażuch-Prokop chce urodzić kolejne dziecko jeszcze przed 40-stką. Marcin tłumaczy się tym, że całą energię skupia na córce i to wystarczy. / fot. East News . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda 10/13 fot. East News Media Natalie Portman od roku jest mamą rocznego Alepha, ale śpieszno jej było wrócić do pracy. Kalendarz aktorki jest zajęty na następne dwa lata. Aktorce podczas ciąży najbardziej doskwierał brak picia wina, które tak lubi. Miejmy nadzieję, że nie jest to powodem, dla którego aktorka rezygnuje z kolejnego potomka. / fot. East News 11/13 fot. East News Media Lisa Kudrow znana z serialu Przyjaciele ma 14-letniego syna Juliana, który już jako mały chłopiec mówił, że nie chce rodzeństwa. Życie jedynaka bardzo mu odpowiada, aktorka uszanowała sugestię syna, ale zastanawia się, czy to był dobry pomysł, ponieważ w pojedynkę Julian będzie się zajmował rodzicami na starość. / fot. East News . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda 12/13 fot. East News Media Magdalena Wójcik ma syna Mikołaja, który długo nie chciał mieć rodzeństwa. Aktorka cieszy się, że cała jej matczyna miłość, jest ukierunkowana na syna, który może mieć mamę na wyłączność. /fot. East News 13/13 fot. East News Media Agnieszka Chylińska jest dobrym przykładem na to, że życie często weryfikuje nasze plany. Artystka jest obecnie w ciąży z trzecim dzieckiem. Choć po urodzeniu pierwszego dziecka - Ryszarda, który dziś ma 6 lat - zarzekała się, że już nie chce nigdy więcej przechodzić przez rzeźnię jaką jest poród. Całe szczęście złe wspomnienia z pierwszej ciąży minęły i piosenkarka jest spełnioną mamusią. / fot. East News . Zobacz, jak wyglądały To ci się przyda Data utworzenia: 28 sierpnia 2012 13:25 To również Cię zainteresuje TikTokerka Lorell Palmer w nieco zabawny, ale jednocześnie zdecydowany sposób ogłosiła na swoim koncie, dlaczego nie chce mieć dzieci. Na jej osobistej liście argumentów "przeciw" posiadaniu potomstwa znalazło się 10 punktów. I choć z niektórymi trudno się nie zgodzić, to filmik Lorell wywołał niemałą burzę. Niektóre kobiety nie chcą mieć dzieci, a jednak otoczenie wciąż wypytuje „dlaczego?”. Mało tego, część osób nie może tego zrozumieć. Dla społeczeństwa jest to nie do przyjęcia, choć decyzja w ogóle do nich nie należy. Pochodząca z Londynu Lorell Palmer podała na swoim koncie na TikToku 10 powodów, dla których nie chce mieć dzieci. Kobiety, dla których macierzyństwo to całe ich życie, mogą dostrzegać milion powodów, dla których warto. Jednak jednego nie można odmówić TikTokerce – z częścią, którą podaje, nie sposób się nie zgodzić. Czytaj również: Co robić, gdy on nie chce dziecka? Łapanie mężczyzny na dziecko - czy to dobra metoda? Powody, które sprawiają, że nie chce być mamą 22-letnia TikTokerka w swoim filmiku wymienia 10 powodów, dla których nie chce mieć dzieci. Oto one: Zwrotów nie przyjmujemy. Tatusia się chwali, od mamy oczekuje. Wczesne wstawanie, pakowanie i bieg do szkoły. „Co jeśli będzie bało się psów?” Utrata wolności. Dzieci chorują. Kryzys mieszkaniowy. Nie dzielę się jedzeniem. Szkoła i opieka zdrowotna. Poród boli. Bardzo istotny numer 1 Mówiąc o numerze 1. TikTokerka opisuje sytuację, co by był gdyby, po 10 latach macierzyństwa, obudziła się i stwierdziła, że to jednak nie jest dla niej. W tym przypadku nie ma polityki zwrotów. Nie można oddać dziecka, jeżeli doszło się do wniosku, że chce się od życia czegoś innego. Autorka filmu podaje tu za przykład własne doświadczenia. Kiedy była mała jej mama zostawiła ją pod opieką ojca i... wyjechała do Australii. Nie widziała jej przez 10 lat. Lorell krytykuje takie postępowanie. Coś takiego po prostu nie powinno mieć miejsca. Decyzja o chęci posiadania dziecka powinna być przemyślana, ze wszystkimi jej konsekwencjami. 22-latka sama podkreśla, że matka pozostawiła jej tylko depresję. Przykry, ale niekiedy prawdziwy numer 2 Drugi powód, o którym wspomina, to niekiedy smutna prawda. Chcąc wyjść z koleżankami i zostawiając dziecko pod opieką ojca, wszyscy dostrzegają, jaki to on jest wspaniały. Zostaje z dzieckiem, super ojciec, taki zaradny. W drugą stronę niestety to tak nie działa. Po mamach, które zostają z dzieckiem, oczekuje się, że będą robiły wszystko. Bez oklasków. Bez żadnych pochwał. Autorka podkreśla, że ojciec sam ją wychował i wykonał przy tym kawał dobrej roboty. Mówi o sytuacji, gdy w związkach nie ma równowagi i jeden z rodziców przejmuje więcej obowiązków nad dzieckiem. Zmiany, których nie chce Dodatkowo autorka filmu nie wyobraża sobie zmian, które w jej życiu wprowadziłoby dziecko. Obawia się, że będzie zmuszona zrezygnować z własnego stylu życia. Spontanicznych wyjazdów i własnych upodobań. Dla niej to całkowita utrata wolności. Zadaje sobie hipotetyczne pytanie "Co jeśli bałoby się psów?", skoro ona ze swoim pupilem jest tak mocno związana. Nie chciałaby także sprowadzać na świat dziecka, gdy nie stać ją na własny dom. Zdaje sobie również sprawę, że poziom szkolnictwa i opieki zdrowotnej nie jest idealny i to ją przeraża. Zwieńczeniem listy wszystkich powodów jest poród. Lorell nie wyobraża sobie, że mogłaby zdecydować się na taki ból. Nikt nigdy nie powiedział jej, że poród był miłym przeżyciem i je serdecznie poleca. Nie jest w stanie się z tym zmierzyć. Jak na film zareagowali internauci? Wśród komentarzy pod filmem pojawiły się głosy poparcia. Szczególnie jeżeli chodzi o powód numer 2. Nie zabrakło również kolejnych argumentów, dla których kobiety nie chcą mieć dzieci, a także zwrócenie uwagi na karierę zawodową. „Nie zapominajmy, jak bardzo dzieci rujnują kobiecie karierę zawodową. 1. Przerwa w pracy po porodzie. 2. Dzieci zawsze chorują przez 2-5 lat.” Wypowiedziały się również kobiety, które mają już dzieci. „Mam 3 dzieci, a każdy z tych punktów jest ważny.” „Nie dzielę się jedzeniem, a moja córka ma 3 lata” „Mama trójki dzieci i zdecydowanie się z Tobą zgadzam.” Jak możemy również przeczytać w komentarzach, film stanowi wsparcie, gdy nie chcemy po raz kolejny tłumaczyć swoich decyzji. „Zapiszę ten film dla następnej osoby, która zapyta mnie, dlaczego nie chcę dzieci.” Maja Hyży o ciąży i byciu mamą Pamiętam dokładnie wieczór, gdy zakończył się jeden z moich związków. Chyba pierwszy raz postanowiliśmy wtedy porozmawiać szczerze o tym, jak wyobrażamy sobie wspólną przyszłość. Nie mieliśmy zbyt długiego stażu, a temat ewentualnego założenia rodziny pojawiał się w naszych rozmowach w formie żartu obok niebieskiego domu z ogródkiem za białym płotem, puszystego owczarka na kanapie przy kominku i albumu rodzinnego rodem z Shutterstocka, gdzie wszyscy uśmiechają się ubrani w podobne pastelowe swetry, siedząc pod kocem w modne skandynawskie wzory. Oczywiście prawdziwy obraz domu i życia, jakie chcieliśmy mieć, był inny. Mimo że rozmowa była czysto teoretyczna i nie planowaliśmy ślubu, wszystko legło w gruzach, kiedy zadała mi jedno pytanie: "Jak dużo będziemy mieć dzieci?". Liczyła na odpowiedź w stylu "trójkę" lub "ile Bóg da". Ja szczerze mogłem powiedzieć tylko, że nie chcę mieć dzieci. Zbagatelizowała to wtedy, mówiąc, że prawie każdy obecny rodzic tak kiedyś mówił. "Nie - odpowiedziałem - ja nie chcę mieć dzieci świadomie, a gdyby tak się stało, byłoby to zupełnym przypadkiem w moim życiu". Rozmowa była długa i gęsta, a z jej argumentów pamiętam dzisiaj właściwie tylko jeden. "Nie mogę być w związku, który nigdy nie będzie ważny przed Bogiem". Miała na myśli sakrament, którego nie moglibyśmy przez to zawrzeć w sposób ważny, bo gotowość i zdolność do posiadania dzieci są jego istotnym elementem. Rozstaliśmy się w momencie, kiedy wszystko między nami układało się naprawdę dobrze. Nie podjęliśmy ryzyka sprawdzenia, jak nasz związek mógłby się rozwinąć. Przez jakiś czas pytałem siebie, gdzie popełniłem błąd. Jednocześnie czułem, że mam prawo czuć właśnie tak. Wiedziałem, skąd bierze się moja niechęć, ale długo zajęło mi poukładanie tego w jedną całość. Grzech nieobecności Dlaczego nie chcę mieć dzieci? Bo nie chcę być ojcem nieobecnym, którego sam miałem. O kryzysie męskości wcześniej słyszałem tylko w kontekście złamanych życiorysów ojców, którzy alkoholem, przemocą i emocjonalną obojętnością rekompensowali sobie trudne czasy powojenne, komunizm i lata przemian gospodarczych. Podobno po wojnie "instytucja ojcostwa" osłabła, bo słabi i wybrakowani wrócili mężczyźni do domów, którymi nauczyły się dowodzić kobiety. Nawet w oczach własnych dzieci nie wrócili jako bohaterowie. Czasy się zmieniły, a ojcowie wciąż są niekompletni i trafiają na problemy, których przeskoczyć nie potrafią, na bariery w relacjach z własnymi dziećmi. Ja wychowałem się w świecie za taką barierą. Mój tata nie był alkoholikiem, nie awanturował się, po prostu go nie było. A to taka sama tragedia jak te wymienione wcześniej. Na początku zaznaczał jeszcze swoją obecność w jakiś sposób. Moje starsze rodzeństwo pamięta czasy, gdy zabierał ich na wycieczki. Kiedy ja się urodziłem, pamiętam go już tylko ze sporadycznych relacji. Wyjeżdżał zawodowo w dalekie podróże. Przywoził z nich czasami różne drobiazgi, których nie dało się kupić w naszej okolicy. Próbowałem cieszyć się, gdy był, ale nie było to łatwe. Nie zauważał mnie. Ze szkoły wracałem sam, bo zapomniał mnie odebrać. Witaliśmy się przed domem, majsterkował przy czymś i kwitował to krótkim "już jesteś". Obiady jadał sam, bo zawsze był spóźniony, czasami o kilka godzin. Pojawiał się tylko gdy coś spsociłem. Sam siebie traktował najczęściej jako straszak, a naszą relację w kategoriach środka przymusu. Wymagał, ale nie towarzyszył. A ja oddalałem się od niego. 7-letnie dziecko nie zna pojęcia walki o relację. Nie na mnie powinien spoczywać obowiązek zrozumienia powagi sytuacji i wyciągnięcia wniosków. Chętnie uciekałem wtedy do dziadka, który rozumiał moje zagubienie i potrzebę relacji. Wypełnił sobą cały mój świat, podejmując też z moim ojcem temat naszych trudnych relacji. Miałem 11 lat. Za namową bliskich wziąłem udział w rekolekcjach charyzmatycznych. Przeżyłem wtedy tzw. spoczynek w Duchu Świętym. Tego wieczoru siedziałem w łóżku, czytając Pismo Święte - pierwszy raz w życiu sam z siebie. W domu była atmosfera dziwnego milczenia. Przypadkiem usłyszałem przez drzwi, że małżeństwo moich rodziców może się rozpaść. Doszło do zdrady. Nie fizycznej i to było chyba o wiele trudniejsze dla mojej mamy. Zrozumiałem wtedy, jak zbudowana jest wrażliwość kobiety. Matka zadecydowała, że choć nie wie, co zrobić, to trzeba ratować ten związek, dzięki niej trafili ostatecznie do poradni małżeńskiej. To był dramatyczny okres mojego życia, jeden z gorszych, właśnie wtedy, gdy zaczynałem wchodzić w dojrzewanie. Wszystko zamknąłem w sobie, doświadczając niemego buntu. Mój sprzeciw był mocny, ale nie potrafiłem wykrzyczeć swoich powodów. Ojciec czasem się ze mną spierał, częściej mi ustępował. Gdy rodzicom udało się oddalić widmo rozpadu rodziny, dla niego wszystko wróciło do normy, a ja patrząc mu w oczy, nie widziałem żadnej refleksji. Po drodze stoczyliśmy wiele małych i wielkich bitew. Dziurawe serce W wieku kilkunastu lat zakochałem się. To było pierwsze doświadczenie miłości i tego, że nie jestem wcale tak wybrakowany, że potrafię zbudować z kimś prawdziwą relację. Prosty chłopak z małego miasta odkrył świat swoich emocji, do których nie miał wcześniej dostępu. Relacja z nią uwolniła mnie od myślenia i tkwienia w sytuacjach sprzed lat - budowałem na nowo. Niestety nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu. Moja dziewczyna zmarła tragicznie, a ja obwiniałem siebie o jej śmierć. Rodzice nie pozwolili mi nawet uczestniczyć w pogrzebie. Dziś wiedzą, że to był błąd, który na lata zamknął mnie w świecie buntu. Robiłem prawie wszystko, co wcześniej uważałem za złe i nieodpowiednie. Nie dlatego, że chciałem pokazać, jak bardzo rozdarty jestem - nie umiałem znaleźć innego ujścia dla poczucia gniewu i bezsilności. Wtedy także nie mogłem liczyć na mojego ojca, był wobec mnie obojętny. Za każdym razem, gdy słyszałem, że powinienem się wstydzić swojego zachowania, chciałem zapytać go o jego wstyd i czy jest to jedyna kategoria w jakiej pojmuje świat. Do dziś mam problem z kumulowaniem negatywnych emocji. Nie umiem się ich pozbyć i wypowiedzieć. Dopiero gdy byłem na studiach, coś się zmieniło. W samodzielności znalazłem sposób na odcięcie się od demonów przeszłości i pewność siebie w relacjach z nim. To ja zacząłem stawiać warunki i granice, wymagać od niego i od siebie. On w tym czasie zdążył się już zestarzeć. Kolejny raz się ukrył, tym razem za fizyczną słabością. A ja znowu byłem tym złym, który domaga się czegoś ponad siły schorowanego człowieka. Widziałem, jak mama wyręcza go z rzeczy, które jest w stanie robić, i jak on wykorzystuje swoje słabości. I chociaż rzeczywiście stał się spokojniejszy oraz bardziej wyrozumiały, to wciąż zdarzały się momenty, gdy potrafił dyrygować nami, wzbudzając współczucie. Jednak nauczyliśmy się ze sobą rozmawiać, choć rozmowa przyjemnością dla nas nie była i szybko się kończyła z braku zaangażowania lub tematów. Zacząłem na niego patrzeć trochę prawdziwiej, dostrzegając też jego dobre strony bez tych nawarstwień z kilkunastu lat. Padły nawet słowa "przepraszam" i "wybaczam", choć wiem, że pochopnie, bo nie wszystko było wtedy wyjaśnione i przemyślane. Zaczął się nowy etap, inny, nigdy wcześniej niepoznany. I chociaż wciąż zdarzają się momenty, że zastanawiam się, dlaczego mama tak bardzo zabiega i troszczy się o tatę, to potrafię też dostrzec ich prawdziwe zakochanie, gdy siedzą przytuleni na łóżku. A ja zwolniłem jego miejsce w domu, które przed laty zająłem, gdy nie był w stanie być głową rodziny. Postanowiłem budować swoje życie sam, w zupełnie nowej rzeczywistości. Dałem sobie szansę na prawdziwe zapomnienie. Szanuję go mimo wszystko. Dlatego moja opowieść jest anonimowa. Niechętnie, ale widzę, że gdzieś tam się starał - czasem wyłącznie o święty spokój, a czasem też o mnie. On również ma mi wiele do wybaczenia, bo nie byłem dobrym synem. Mam wrażenie, że już nigdy nie zbudujemy relacji bliskiej i czułej, ale kocham go i okazuję to na tyle, ile jestem w stanie. W tym też nie jestem najlepszy. Nie eksperymentuję z życiem Nie chcę być ojcem, nie chcę mieć dzieci, bo jesteśmy do siebie podobni. Boję się być ojcem nieobecnym, a wiem, że mam do tego predyspozycje. Jestem introwertykiem, co nie znaczy, że egoistą. Dla mnie małżeństwo nieposiadające dzieci też jest pełną rodziną. Życie ludzkie jest zbyt cenne, żeby eksperymentować z jego powoływaniem. Pojawienie się dziecka zmieni wszystko? Tak, ale nikt nie powiedział, że na lepsze. Mając świadomość swoich braków, nie chcę zapraszać na świat nowej istoty. Nie chcę skazywać mojego dziecka na swoją nieobecność. Wszyscy myślą, że dojrzewanie musi zaprowadzić mężczyznę do ojcostwa, a może przecież prowadzić też do świadomej rezygnacji z dzieci. I to też jest cenne. Celibat jest pochwalany, bezdzietność hańbiąca, a dla mnie to dwie decyzje wymagające podobnej świadomości i dojrzałości. Przyjmuję to, że nie będę mógł zawrzeć sakramentalnego małżeństwa, choć nie do końca się z tym zgadzam. Myślę o tym już teraz, bo aborcja nie wchodzi w grę. Trudno jest znaleźć partnerkę, która byłaby gotowa zrezygnować z macierzyństwa. Ja nie mogę tego żądać od niej ani ona zmuszać mnie do ojcostwa. Ale wierzę, że poznam kiedyś kobietę, dla której nie będę wybrakowany. Przeznaczony do wyburzenia Słyszałem wiele razy, że mam przez to spaczoną wizję ojcostwa Boga, bo sam miałem ojca odbiegającego od pozytywnych wzorców. Wręcz przeciwnie. Nałożyłem na obraz Boga wszystko, co najlepsze; wszystko, czego nie mogłem odnaleźć we własnym ojcu. Oczekiwania, marzenia i to, w czym chciałem być podobny do niego. Sama świadomość własnych ograniczeń i tego, jaki nie powinien być ojciec, nie wystarczy, żeby robić to lepiej. Z jednej strony są to lęki, nad którymi muszę pracować, ale z drugiej życiowe sytuacje ukształtowały mnie na tyle mocno, że próbując się zmienić, musiałbym zanegować całego siebie. To nie są tylko poprawki wizualne, to więcej niż generalny remont. Musiałbym zburzyć wszystko, jakby urodzić się na nowo i uczyć życia. Pewnych rzeczy nie da się zrobić, bo życie mamy tylko jedno. Tata nie nauczył mnie kochać, godzić się ze stratą, nie pozwolił przeżyć żałoby, choć też nie zabraniał. Po prostu go nie było. A razem z nim tak jakby zabrakło mi języka, którym umiałbym wyrazić to, co najważniejsze w przełomowych momentach mojego życia. Ojciec duch. Nie musisz mi wierzyć. Wiem, że po przeczytaniu tego tekstu możesz mieć w głowie proste rady i oczywiste rozwiązania. Przecież Bóg uzdrawia. Nie wiesz jednak, jak to jest być mną. W przepisie na życie zabrakło mi kilku kluczowych składników. Powinienem szukać zamienników? A może lepiej z tego, co mam, stworzyć własny przepis? Wiem, że Bóg mnie chce nawet takiego. Nigdy nie mów nigdy. To zdanie trafnie podsumowuje nasze życie – nie wiesz co czeka za zakrętem – nawet jeśli tę samą drogę przemierzesz codziennie od kilku lat. Dlatego nie powinniśmy planować wszystkiego i zawsze. Chcesz rozśmieszyć Boga? Powiedz mu o swoich planach. A jednak ryzykuję i stwierdzam: nie chcę mieć więcej dzieci. Zwłaszcza, że powody mam poważne, bo swoje. Komplikacje po porodzie. Kolejny poród byłby po prostu ryzykowny, więc po co? Dlaczego miałabym ryzykować życie swoje, swojego dziecka i przyszłość dzieci, które już są na świecie? Czy to wystarczający argument za tym, że nie chcę mieć więcej dzieci? Sama przyznasz, że uświadomienie sobie ryzyka jest bardzo ważne i pomocne w podejmowaniu takich decyzji. Moja mama wiele razy mi mówiła, że trójka dzieci to tak „akurat”, a nie narzekałaby gdyby miała jeszcze jedno. I ja, jeszcze kilka lat temu chciałam mieć czwórkę dzieci. Po pierwszym porodzie krzyczałam, że żadnego więcej, potem gdy oprzytomniałam, chęci spadły do 3. Po porodzie numer dwa zgodnie z mężem stwierdziliśmy, że dwójka to dla nas optymalnie. Dla nas rodziców, dla naszych dzieci, dla naszego życia. Nie lubię być w ciąży. Hell yeah! Dlatego nie chcę mieć więcej dzieci! I know. Stan błogosławiony, koniki, kwiatuszki, tęcza i tony brokatu. Sorry, ale nie. Może jeśli ktoś ma predyspozycje do tego, żeby jego (jej!) ciążowy brzuch wyglądał jak piłka tenisowa, to ok. Mojemu bliżej było do tej piłki, na której się skacze podczas porodu. W obu ciążach, pomimo racjonalnego odżywiania i aktywności fizycznej w ilości, na jaką mogłam sobie pozwolić, mój rozmiar powiększył się z 38 do 44. Owszem, szybko się pozbyłam nadbagażu, tylko co z tego? Rozumiem i akceptuję, że są kobiety, które w ciąży mogłyby chodzić zawodowo. Ich cera i włosy z dnia na dzień stają się piękniejsze, oczy radośnie roześmiane, a tyłek sexi jak nigdy wcześniej. Gdybym tak miała opisać siebie w ciąży, zwłaszcza zaawansowanej, to moje oczy bardziej przypominały koraliki utknięte w masie solnej, tyłek żył swoim życiem, a cera i włosy według prawideł świadczyły o tym, że pod sercem noszę dziewczynkę ;). Potrzebuję spokoju. To takie egoistyczne, nie? I prawidłowo, bo każdej z nas należy się egoizm. Marzę o czytaniu książki przy nocnej lampce, kiedy moje dzieci już smacznie śpią. A skoro o lampkach mowa, to i lampka wina mi się należy! Chcę też wyjść gdzieś sama bez trzymania ręki na telefonie w razie gdby coś się działo – tak, wciąż to robię. Jeszcze trafiłaby mi się dziewczynka! Za drugim razem na początku lekarz mówił, że będzie dziewczynka. Miała być zatem Hania, Basia albo Zosia. Nastawiłam się na te różowe kiecki, choć rozum prawidłowo podpowiadał, żeby nie spieszyć się z zakupami. Na połówkowym już byłam pewna, że to chłopiec i bardzo się ucieszyłam, że Antek będzie miał brata. Bo ja z tych, co cieszą się z tego, co mają. Córka? Spoko! Syn? Świetnie! Ale jak już jestem mamą tych dwóch chłopaków i wiem o co biega w męskim świecie resoraków, torów i dinozaurów to ciężko byłoby się przestawić na kucyki i robienie bransoletek z różowych koralików. Stereotypowe myślenie, wiem, a jednak co ja bym robiła z córką??? Nie mamy już miejsca w łóżku. Przeprowadzka starszaka do jego łóżka poszła nam bezproblemowo i bezboleśnie, gdy miał dwa lata. Ominęły nas płacze, lamenty i wszystko to, z czym mierzą się często rodzice próbując nauczyć dziecka zasypiania w swoim łóżku. My nie musieliśmy go uczyć, bo poczekaliśmy do odpowiedniego momentu. Po prostu dostał łóżko, po pewnym czasie spodobało mu się na tyle, że sam chciał spać osobno. Na początku jeszcze budził się kilka razy w nocy, upewniał że jesteśmy nadal wszyscy w jednym domu i zasypiał dalej. Nikodem do czwartego miesiąca, kiedy jeszcze mieścił się do przystawianego łóżeczka Chicco, spał niby z nami, ale jakby na uboczu. Po czwartym miesiącu w związku z tym, że dalej karmię, a on urósł – władował się do naszego m2. Zbiegło się to wszystko z przeprowadzką do nowego domu i narodzinami lekkiej zazdrości u starszego. Efektem skumulowania się wszystkich tych rzeczy jest to, że od lewej: Ja, Nikodem, Antek, mąż. „Nie chcę już spać z dziećmi” nie ma żadnej wagi, bo dzieci chcą spać z nami. To nie będzie trwało wiecznie (chyba, że znacie nastolatków, którzy wciąż śpią z rodzicami?) więc póki co im na to pozwalamy. Starszak przychodzi nad ranem, młodszy wiadomo. Myślę, że póki karmię, ten stan rzeczy się nie zmieni, a potem chłopcy będą spali w jednym pokoju – mam nadzieję, że nie moim. I – tak między nami – ja nie miałabym nic przeciwko, ale kupiliśmy sobie łóżko 140cm szerokości, żeb nam wlazło do każdego potencjalnego domu. Na 4 osoby jest ledwo ledwo i nie wyobrażam sobie wciśniętego tam jeszcze jednego niemowlaka. A może…? Ok, jednak nie. Nie chcę mieć więcej dzieci…a Ty?

nie chcę mieć więcej dzieci